Niezwykła Historia
Wszyscy lubimy słuchać dobrych opowieści związanych z naszym hobby – krótkofalarstwem. Ta, którą zamierzam Wam przekazać jest prawdopodobnie najciekawszą ze wszystkich, jakie słyszałem. Zeszłego lata, gdy przeglądałem swoje radiowe „rupiecie”, zadzwonił do mnie Bob W4… i zaprosił do obejrzenia jego nowego transceivera. Nigdy nie byliśmy z Bobem ekstra bliskimi przyjaciółmi, ale to naprawdę porządny facio. Zwykle o tej porze jest aktywny na 14 MHz, ale z powodu panujących ostatnio silnych zakłóceń, szukał prawdopodobnie kompana do zabicia czasu. Jakieś 20 minut później siedziałem w jego „radio shacku” i oglądając niektóre z jego QSL-ek, marzyłem, aby mój dorobek również oscylował w granicach 300 potwierdzonych krajów z listy DXCC… Kiedy Bob podał zimne napoje i poczęstował mnie tytoniem, w jego oczach pojawił się dziwny błysk:
– Wiesz Doc*, w zeszłym tygodniu pracując na paśmie, doświadczyłem prawdziwego wzruszenia. Zamierzam ci opowiedzieć o zdarzeniu sprzed prawie 25 lat. Jeszcze z nikim nie dzieliłem się tą historią, ale minęło już tak wiele czasu, że nie sądzę, by ktoś teraz wszczął o to raban. Taki młody człowiek jak ty nie może tego pamiętać, ale DX-owanie przed II Wojną Światową wyglądało troszkę inaczej niż dzisiaj. Wielkim osiągnięciem było wtedy zdobycie dyplomu WAZ ( Worked All Zones) i niewielu kolegów mogło się nim poszczycić. Istniało zażarte współzawodnictwo dotyczące „zaliczenia” niektórych stref azjatyckich. Najczęściej udawało mi się pracować z (…) Japonią – JS, teraz ich znaki zwykle zaczynają się na JA. To wszystko zostało brutalnie przerwane przez wojnę, kiedy to ja i wielu innych moich kolegów zaciągnęliśmy się do marynarki. Zanim się obejrzałem, wylądowałem na południowym Pacyfiku, gdzie pod koniec 1942 czy na początku 1943 roku po raz pierwszy poczułem oddech nieprzyjaciela na karku. Natrafiliśmy bowiem na małą wysepkę, którą dzieliło około 8 km od naszego okrętu. Z wyspy tej, której powierzchnia mierzyła niespełna 2,5 km kwadratowych, Japończycy przesyłali meldunki dotyczące ruchu naszych statków w tym rejonie. Uzyskaliśmy informacje, że znajduje się na niej radiostacja obsługiwana przez kilka osób. Skracając tą historię, powiem tylko, że ja i dwóch innych ochotników, udaliśmy się pontonami w kierunku brzegu, żeby rozwalić ten kiosk naszym kolegom z Tokio. Niestety ponton moich towarzyszy zahaczył o rafę i musieli ratować się ucieczką na statek. Byłem wtedy młody, odważniejszy i jak sądzę dużo głupszy niż teraz, wiec postanowiłem sam zrobić rekonesans. Kontynuując akcję, dobiłem do brzegu, i przedzierając się ponad pół kilometra przez dżunglę natrafiłem na wiszący wśród palm kabel linii zasilającej. Wkrótce moim oczom ukazała się mała chatka z urządzeniami radiowymi, które najwyraźniej ktoś właśnie obsługiwał. Wspiąłem się na pobliskie wzgórze, żeby zorientować się lepiej w sytuacji. W środku pomieszczenia znajdował się tylko jeden człowiek, zresztą bardzo niskiego wzrostu, pomyślałem więc że sam świetnie sobie z nim poradzę. Leżąc w trawie przyjąłem dogodną pozycję do ataku i czekałem… Myślę, że upłynęły ze cztery godziny, zanim japoński operator podążył w kierunku pagórka, na którym się czaiłem. Mocno uchwyciłem nóż, będąc gotowy rzucić się na niego z pełnym impetem. Byłem zdecydowany zatopić zimne ostrze stali aż po rękojeść w jego brzuchu. I wtedy przeżyłem największe zaskoczenie w moim życiu. Japończyk trzymał w ręku amerykański miesięcznik krótkofalarski QST. Byłem tym tak oszołomiony, że wstałem, a nóż wypadł mi z ręki. Kilka długich chwil patrzyliśmy na siebie stojąc jak wmurowani. I nagle zupełnie bezwiednie zapytałem:
– Jaki jest twój znak wywoławczy?”
Uśmiechnął się i odpowiedział:
– Jay Too…
Pamiętałem go, mieliśmy dziesiątki łączności na telegrafii w paśmie 20 metrów. Miał na imię Iko. Mówił całkiem nieźle po angielsku, wiec przez dłuższą chwilę ucięliśmy sobie wspaniałą koleżeńską pogawędkę. Wiem, że brzmi to niedorzecznie, ale jak mogłem pozbawić życia kolegę, którego karta QSL wciąż wisiała na ścianie w moim pokoju?! Spędziliśmy fantastyczny czas rozmawiając o DX-owaniu na 14 MHz i popijając wyborne wino z ryżu. W końcu wyjaśniłem koledze, że nie jest bezpieczny na tej wyspie. (…) Iko odparł, że to jego ostatni dzień pobytu w tej bazie, za kilka godzin zabierze go łódź podwodna i jest to koniec ich aktywności radiowej na tej wyspie. Poprosił mnie nawet, bym pomógł mu się spakować i przenieść ekwipunek na brzeg, co uznałem za doskonały pomysł. Poprosiłem go tylko o trochę dynamitu, tak żebym mógł narobić nieco bałaganu „niszcząc” bazę wroga.
Uścisnęliśmy sobie przyjaźnie dłonie wymieniając amatorskie 73!
Reszta historii nie ma w sobie już nic niezwykłego, może tylko to, że za swoją „brawurową” akcję otrzymałem medal…
Kiedy Bob zakończył opowiadanie swojej niezwykłej przygody, podniósł się z fotela nalewając whiskey i nabijając fajkę.
– Widzisz Doc, powiedział, najciekawsze jest to, że w zeszłym tygodniu pracowałem na 20 metrach SSB z japońską stacją i to był właśnie mój przyjaciel Iko. Cieszę się, że wszystko ułożyło się tak szczęśliwie.
Wznieśliśmy szklaneczki i wypiliśmy zdrowie JA1…
Tłumaczenie Krzysztof SQ8LUV, na podstawie artykułu „An Unusual Story” autorstwa Dr J. Michaela Blasi, W4NXD, zamieszczonego w magazynie QST, Grudzień 1967
*Doc – zapewne chodzi nie o imię, lecz o popularny w krajach angielskojęzycznych, żartobliwy skrót tytułu doktora, w tym przypadku Dr J. Michaela Blasi, W4NXD (przypis własny)
Na ile sposobów krótkofalarstwo może życie uratować.
Słowa /skrótu/ Doc amerykańscy /ale nie tylko/ lekarze-krótkofalowcy jeszcze w latach 60-ych używali zamiast imienia.
Dziękuję za to piękne opowiadanie.